


GARTH MARENGHI’S DARKPLACE
Garth Marenghi’s Darkplace

Reżyser:Richard Ayoade
Kraj prod.:Wielka Brytania
Obsada:Matthew Holness, Richard Ayoade, Matt Berry, Alice Lowe
Ocena autora:10
Ocena użytkowników:8.5
Głosów:2
Inne oceny redakcji:
„Something was pouring from his mouth. He examined his sleeve. Blood!? Blood. Crimson copper-smelling blood, his blood. Blood. Blood. Blood.... and bits of sick.”
fragment powieści Gartha Marenghiego pt. „Slicer”
„Garth Marenghi’s Darkplace” to mini serial, który zasłużył na o wiele więcej, niż otrzymał. Choć po dziś dzień pozostaje produkcją okrutnie niedocenianą przez szeroką publiczność, ma jednak grono zagorzałych fanów, którzy potrafią zacytować dowolną linijkę z niemal każdego z sześciu odcinków. Grupa miłośników w naszym kraju jest dość mała, by nie powiedzieć, że wręcz oscylująca w granicach błędu statystycznego. Wyzwanie, które ten wyjątkowy serial stawia polskiemu widzowi, to bariera językowa. Jak dotąd nie można liczyć na polską edycję „Garth Marenghi’s Darkplace”, że nie wspomnę już choćby o samym tłumaczeniu. A seria takiego formatu zasługuje na naprawdę profesjonalny przekład, bo niemal co drugie zdanie zawiera tu wart zapamiętania tekst.
Omawiana produkcja to komedia, garściami czerpiąca z utartych motywów i schematów filmów grozy i science fiction z lat 80-tych. Klimat tamtych czasów oddano wręcz idealnie. Czołówka serialu, z komicznie brzmiącą syntezatorową melodyjką i wybuchającym ambulansem w tle, to prawdziwy majstersztyk. Całą resztę także dopracowano w najmniejszych szczegółach. Mamy tu kiepskie, nieudolne efekty specjalne, takie jak lewitujące przedmioty zawieszone na drutach, gadające oderwane głowy i charakteryzację, która sama w sobie wywołuje radosny rechot. Trudno jednak oskarżać twórców o lenistwo czy niestaranność. Doprawdy, sztuką jest nakręcić film tak, by wyglądał na zrobiony w poprzedniej epoce, i to przy minimalnym budżecie. Bo właśnie coś takiego „Darkplace” ma przypominać. Niskobudżetowy, tandetny i skrajnie kiczowaty horror z lat 80-tych. Robi to jednak z taką gracją i urokiem, że stare czasy wspominamy z uśmiechem, nie zaś grymasem politowania.
Humor w „Darkplace” to arcydzieło. Zamierzone wpadki filmowe i kiepskie efekty to jedno, przerysowana gra aktorska i komentarze twórców, usiłujących przekonać nas, że film powstał w latach 80-tych i był dziełem absolutnie przełomowym, to drugie. Twórcy budują podwójny mur fikcji. Z jednej strony oglądamy serial, który wygląda jak film sprzed trzech dekad, z drugiej zaś słyszymy komentarze rzekomej ekipy filmowej, która niegdyś nad nim pracowała. Postaci te – pisarz, reżyser i aktor w jednym, czyli tytułowy Garth Marenghi, a także świetnie wymyślona i zagrana postać producenta i aktora-amatora Deana Learnera, to nie rzeczywiste osoby, tylko kolejny chwyt, mający podbudować absurdalność serialu. Działa to genialnie, nie będę więc zdradzał nic więcej.
Fabuła poszczególnych odcinków przedstawia się niezwykle interesująco. Mamy tutaj odwołania do monster movies z lat pięćdziesiątych, szczególnie wyraźne w odcinku o tytule „Skipper the Eyechild”, z którego dowiemy się, jakie mogą być skutki zgwałcenia przez gigantyczną gałkę oczną. W epizodzie „Once Upon a Beginning” zetkniemy się z mocami piekielnymi i bramą do innego wymiaru. „Hell Hath Fury” to odwołanie do popularnego w latach osiemdziesiątych tematu zdolności parapsychicznych, nieco podobne do ekranizacji „Carrie” na podstawie Stephena Kinga. Odcinek „Scotch Mist” z kolei jest rozbudowanym żartem z konwencji, jaką wprowadził do gatunku horroru John Carpenter w filmach takich jak „Mgła” i „Halloween”.
Czy „Darkplace” można za coś skrytykować? Czy można znaleźć w nim choć jeden słaby punkt? Zapewne tak, ale w ogólnym rozrachunku jest to dzieło kompletne, dopracowane i przede wszystkim autentycznie zabawne. Inteligentny humor łączy się tu z parodią sztuki filmowej lat 80-tych, krytycyzmem zadęcia hollywoodzkich twórców, a także całą masą drobnych smaczków, które będziecie odkrywać również za drugim, trzecim i czwartym seansem. Dla mnie „Darkplace” też wciąż ma tajemnice, które pragnę odkrywać, coraz to nowsze i bardziej wyrafinowane dowcipy, odwołania czy zamaskowany przekaz. Jeżeli więc znacie dobrze angielski, macie wakacje i nic ważnego do roboty, zwróćcie uwagę na tę niepozorną produkcję, a być może poszerzycie grono oddanych fanów.
Screeny
+ rewelacyjne poczucie humoru
+ film stworzony, by cytować najlepsze kwestie i momenty
+ świetnie wykreowana iluzja lat 80-tych
+ to po prostu dzieło sztuki, przemyślane i dopracowane w najdrobniejszych detalach
- szkoda, że ma tylko sześć odcinków
- dla niektórych bariera językowa może się okazać nie do przebycia (wymaga NAPRAWDĘ dobrej znajomości angielskiego)
Podyskutuj o filmie tutaj: Forum HO
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!